Na wieczną wachtę odszedł śp. Zdzisław Paska
- Szczegóły
Z głębokim żalem zawiadamiamy,
że na Wieczną Wachtę odszedł kolejny
jeden z najbardziej doświadczonych polskich
kapitanów jachtowych XX wieku
Śp. Zdzisław Paska
Wspaniały Żeglarz, Wychowawca Młodzieży i Człowiek,
wieloletni kapitan jachtu „Magnolia”,
którym dotarł na Morze Białe i Islandię
Ceremonia pogrzebowa odbędzie się w piątek
10 lutego br., o godz. 14.00, na Cmentarzu Centralnym
Zdzisław, na zawsze pozostaniesz w pamięci
zachodniopomorskiej braci żeglarskiej!!!
Prezes Zbigniew Zalewski i Zarząd ZOZŻ
„Żeglował od 1952 r., instruktor żeglarstwa, kapitan jachtowy od 1970 r.
Wieloletni kapitan i opiekun jachtu „Magnolia” (88 rejsów). Odbył w sumie 139 rejsów (prawie sto z młodzieżą, i 117 jako kapitan), przepłynął ponad 124 tys. mil morskich. Zajmuje 5. miejsce w rankingu najbardziej doświadczonych polskich kapitanów jachtowych XX wieku… Do historii polskiego żeglarstwa przeszedł jego rejs na jachcie „Magnolia” do Archangielska i Murmańska, w 1975 roku. Był to pierwszy polski jacht, który dotarł na Morze Białe…” – tak o śp. Kapitanie pisała Krystyna Pohl w 2013 roku, w monografii „Żeglarze” (więcej w całym biogramie, poniżej, do pobrania). Nie znałem bliżej Zdzicha, z czynnym pływaniem rozstał się w 2004 r., bałtyckim rejsem na jachcie „Dar Świecia”, jak zwykle z młodzieżą na pokładzie. Jeszcze niedawno – w 2016 r. - miałem jednak okazję rozmawiać z Nim i zrobić te zdjęcia na jubileuszowym spotkaniu w świetlicy i na przystani Centrum Żeglarskiego, z okazji 50-lecia morskiej służby jachtu „Magnolia”, tej samej „jego” „Magnolii”, którą szczęśliwie, bez silnika i bez GPS, poprowadził w pionierskich dla polskiej bandery żeglarskiej rejsach na wody polarne, w latach 70-ych ub. wieku. Wyruszali wtedy i wracali na przystań byłego Ośrodka Morskiego Pałacu Młodzieży, teraz na tej samej przystani – już jako Centrum Żeglarskiego – symbolicznie oddał „Magnolię” pod opiekę jej obecnemu kapitanowi, jednemu z najmłodszych w kraju, wychowankowi PM i CZ, Przemkowi Dziarnowskiemu (obaj na zdjęciu). Oddał jacht w dobre ręce…
Tak się złożyło, że niedawno pożegnaliśmy na Cmentarzu Centralnym śp. Kapitana Tadeusza Siwca, teraz w piątek pożegnamy śp. Kapitana Zdzisława Paskę, a w sobotę śp. Kapitana Jana Waraczewskiego. Kto wie, może zaplanowali wspólny i niezgłębiony w swej tajemnicy kapitański rejs po oceanie nieskończoności, po którym żeglują już inni wielce Kapitanowie i Żeglarze. Tak wielu z Nich też już spoczywa m.in. na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Cześć ich pamięci…
Wspomnienia, i zdjęcia: Wiesław Seidler
ZDZISŁAW PASKA
Krystyna Pohl, „Żeglarze”, Szczecin 2013, str.133
Urodzony: 22.07.1937 r., Majdan Nepryski
Absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, oceanograf, nauczyciel. Uczył nautyki i geografii w Liceum Morskim, na statku
„Kpt. Maciejewicz” w Szczecinie
Żeglował od 1952 r., instruktor żeglarstwa, kapitan jachtowy od 1970 r.
Wieloletni kapitan i opiekun jachtu „Magnolia” (88 rejsów).
Odbył w sumie 139 rejsów (prawie sto z młodzieżą, i 117 jako kapitan), przepłynął ponad 124 tys. mil morskich.
Zajmuje 5. miejsce w rankingu najbardziej doświadczonych polskich kapitanów jachtowych XX wieku…
Do historii polskiego żeglarstwa przeszedł jego rejs na jachcie „Magnolia” do Archangielska i Murmańska. Był to pierwszy polski jacht, który dotarł na Morze Białe. Oceanografa i żeglarza Paskę zawsze interesowała daleka północ. Marzył, aby tam popłynąć. Przez długie lata skrzętnie zbierał informacje o żegludze po Morzu Barentsa, Morzu Białym. Marzenie spełniło się w 1975 r. Miał 38 lat. Razem z nim wyruszyli: Roman Gryglewski, Willi Kryska, Jan Piętka. Popłynęli na prawie 12 –metrowym, drewnianym jachcie „Magnolia”, zbudowanym w 1964 r. w Szczecińskiej Stoczni Jachtowej. Sami przygotowali go do drogi. Za pieniądze jakie otrzymali z kuratorium kupili jedzenie. Płynęli bez wiz i paszportów, tylko na wkładki paszportowe. Był to więc rejs bez zawijania do portów w Danii, Szwecji, Norwegii. Jedynie porty ówczesnego ZSRR były dla nich dostępne.
Wypłynęli 23 czerwca 1975 r. Początkowo sprzyjały im wiatry, sprzyjała pogoda i już 6 lipca przekroczyli koło podbiegunowe. Potem było już tylko gorzej. Walczyli na przemian z mgłami gęstymi jak mleko i z silnymi sztormami. Przed wejściem na Morze Białe kilkanaście godzin, przy burcie radzieckiego okrętu strażniczego, czekali na zezwolenie.
– To były nerwowe godziny – wspomina kapitan. – Mieliśmy świadomość, że w tym miejscu mogła się zakończyć nasza wyprawa. Na szczęście decyzja, która przyszła aż z Moskwy, była pozytywna. Mogliśmy płynąć dalej. Morze Białe stało przed nami otworem. A żegluga po nim była niezwykle trudna, bo żeglowało się między drewnianymi pniami. Ten akwen był największym zagłębiem eksportu drewna spławianego tratwami, z których często urywały się pojedyncze pnie. Stanowiły poważne zagrożenie nawigacyjne, mogły uszkodzić jacht. Wodę trzeba było obserwować przez całą dobę. Dlatego w tym rejonie byliśmy w lipcu, bo wówczas słońce tam nie zachodzi.
Dopiero 17 lipca, po 23 dniach żeglugi bez zawijania do portów, weszli do Archangielska. Byli pierwszym zagranicznym jachtem, który tam zacumował od czasów Rewolucji Październikowej. I pierwszym polskim. Wzbudzili wielką sensację. A jednocześnie spotkali się z ogromną gościnnością i serdecznością. O dzielnych polskich żeglarzach, „którzy na małym, drewnianym jachcie cało przepłynęli tak daleką trasę”, pisały gazety, były audycje w radiu, reportaże w telewizji. W drodze powrotnej zawinęli do Murmańska. Tam również witano ich jak bohaterów. A potem już prosto, ale w sztormach ruszyli do kraju. W dodatku tylko na żaglach, bo awarii uległ silnik. Rejs został uhonorowany Srebrnym Sekstantem w konkursie Rejs Roku 1975.
W trzy lata później na „Magnolii” kapitan Paska z młodzieżą opłynął Islandię ze wschodu na zachód, pokonując trudną cieśninę Pentland Firth oddzielającą wyspy Orkady od Szkocji. „Znowu bez silnika, bo ten ‘wysiadł’ na Morzu Północnym – wspomina kapitan. To był najtrudniejszy rejs w moim życiu. Dwa razy u wybrzeży Wysp Owczych, nie mając silnika, o mało nie robiliśmy się o skały…”
W 1984 r. na jachcie „Bogusław X” ponownie odbył rejs dookoła wyspy. Pod wiatr i pod prąd opłynął ją w ciągu 50 dni. Za ten wyczyn otrzymał nagrodę Rejs Roku 1984. I już na stałe przylgnęło do niego określenie - Entuzjasta Dalekiej Północy. W 2004 r. zrobił ostatni rejs. Na jachcie „Dar Świecia” z licealistami popłynął na Bałtyk. Mówił, że to było jego pożegnanie z morzem…
Krystyna Pohl, „Żeglarze” 2013