Aktualności
Sputnikiem dookoła Ziemi
- Szczegóły
Błąd krytyczny rozszerzenia [sigplus]: Dla folderu galerii obrazów 2014/05/26 oczekiwana jest względna ścieżka do folderu startowego określonego w konfiguracji rozszerzenia w zapleczu systemu Joomla!.
- Dobry wieczór. Widać, że przygotowaliście się do żeglowania tam, gdzie jest ciepło. Solary, samoster, kwiaty – macie śliczny mały jacht! Mówicie wszyscy po niemiecku?
- Tak, lepiej lub gorzej ale się dogadujemy. Zgadza się, żeglujemy na zachód i potem dalej dookoła świata.
- Wspaniale! Obydwoje z żoną zrobiliśmy to samo dwanaście lat temu, żeglowaliśmy kilka lat i było cudownie. Dalej żeglujemy ale takie rzeczy trzeba robić, kiedy jest się młodym. Teraz już byśmy tak nie popłynęli.
Starsze niemieckie małżeństwo z sąsiedniego jachtu zaczepiło Karolinę przy sprzątaniu kokpitu. Staliśmy przycumowani do pomostu w Holtenau zaraz obok śluzy i szykowaliśmy się do przenocowania w oczekiwaniu na wejście do Kanału Kilońskiego. Często spotykamy się z takimi sympatycznymi i motywującymi rozmowami. Nie da się ukryć, że mały ale solidnie przygotowany na wyprawę Sputnik II zwraca na siebie uwagę żeglarzy.
Swoją drogą, dobrze byłoby być już tam gdzie jest ciepło. Trzeba przyznać, że aura nas jak do tej pory nie rozpieszcza. W piątek dziewiątego maja wypłynęliśmy z Heiligenhafen po jednodniowym postoju. Prawie pełna marina na tysiąc jachtów zrobiła na nas wrażenie ale przed sezonem niewiele się tu dzieje. Mimo przeciwnego wiatru, zimna i deszczu postanowiliśmy przehalsować trzydzieści mil do Kilonii. Wszystko się we mnie buntuje przeciwko takiemu żeglowaniu, bo przecież mamy czas ale nie mamy ochoty dłużej tu tkwić. Prognozy na najbliższy tydzień wcale nie są lepsze więc trzeba sobie radzić. Po drodze minęliśmy pędzącą z wiatrem Energę Gutka i Sunrise Krystiana Szypki z którego załogą odbyliśmy krótką rozmowę.
Po zmroku zziębnięci zacumowaliśmy w marinie Düsternbrook wybudowanej specjalnie na olimpiadę w 1936 roku. To były igrzyska! III Rzesza chciała pokazać całemu światu swoją potęgę. Jak na tamte czasy stworzono bardzo nowoczesny obiekt, który do tej pory świetnie się sprawdza. Rozegrano wyścigi w czterech klasach: Olympiajolle, Star, 6m-Rennklasse i 8m-Rennklasse. Trzy medale zdobyli oczywiście Niemcy. Po dwa zebrali Holendrzy, Brytyjczycy, Szwedzi i Norwegowie, jeden udało się wyrwać Włochom. Mniejsza o szczegóły i tło polityczne ale w ubiegłym roku staliśmy w marinie olimpijskiej w Tallinie wybudowanej na igrzyska w 1980 roku przez ZSRR. Trudno w ogóle je porównywać...
Cały następny dzień poświęciliśmy na zwiedzanie miasta. Trafiliśmy nawet na hałaśliwy miejski festyn w dożynkowym stylu. Nic szczególnego ale pojedliśmy pysznych Fischbrötchen – świeżych bułek ze śledziem, sałatą i cebulą. Dziwne, że u nas nikt nie wpadł na pomysł sprzedaży takiego zdrowego i taniego fast-fooda. Kilonia pretenduje do do miana żeglarskiej stolicy Niemiec i jest nią rzeczywiście. Na każdym kroku widać związek miasta z morzem.
We wszystkich locjach piszą, że Kanał Kiloński można pokonać jachtem w ciągu jednego długiego dnia i większość jachtów właśnie tak robi. Kilka lat temu wracając pierwszym Sputnikiem z Norwegii też tak uczyniliśmy. Teraz jednak nie mamy się do czego śpieszyć bo cholerny niż nad Morzem Północnym nie ma zamiaru się wypełnić ani przemieścić i nęka nas silnymi zachodnimi wiatrami z deszczem. W takich warunkach wyjście na pływowe wody German Bigt byłoby z naszej strony głupotą. Musimy jakoś zagospodarować przynajmniej pięć dni w kanale. Co robić przez pięć dni w kanale przy takiej pogodzie i jak nie wydać przy tym zbyt dużo Euro?
W niedzielę o świcie weszliśmy do śluzy w Holtenau. Poszło błyskawicznie bo byliśmy całkiem sami. Wielka maszyneria pracowała specjalnie dla nas za jedyne 12 Euro. Opłata uiszczana od niedawna w automacie obejmuje oba śluzowania. W strugach deszczu pokonaliśmy tylko siedem mil do najbliższego darmowego kotwicowiska na jeziorze Flemhuder See i zostaliśmy tam przez całą dobę. Literatura poszła w ruch. W almanachu Reedsa przeanalizowałem dokładnie następne dwieście mil trasy łącznie z alternatywnymi podejściami do portów na wypadek zmian pogody. Karolina w wielkiej encyklopedii ptaków poznawała zwyczaje seksualne miejscowego drobiu, a Sławek razem z Paulem Herrmannem wyskoczył na parę godzin w odwiedziny do wymarłej kolonii grenlandzkich wikingów. Sam też musiałem się w końcu oderwać od otaczającej aury i wybrałem się razem z doktorem Livingstonem i Stanleyem do Afryki. Cudem uniknąłem zatrutych strzał ludożerców i z przyjemnością wróciłem z Kongo do Europy.
W poniedziałek rano podnieśliśmy kotwicę i pokonaliśmy kolejne dziesięć mil. Planowaliśmy stanąć na darmowym kotwicowisku na jeziorze Borgstedter See. Kiedy już tam dotarliśmy w zatoczce znaleźliśmy malutką marinę, której nie ma na naszej mapie i w locjach. Przy pomoście były wolne miejsca więc zacumowaliśmy. Okazało się, że jest to urocza klubowa marina Yacht Club Borgstedt, w której goście są mile widziani i która jest w pełni samoobsługowa na wzór szwedzkich porcików. Wszystkie pomieszczenia i urządzenia są dla żeglarzy ogólnodostępne a symboliczna opłata w wysokości siedmiu Euro dziennie uiszczana jest do koperty i wrzucana do skrzynki, przy czym każdy trzeci dzień postoju jest darmowy. W takiej sytuacji postój na kotwicy nie miał sensu.
W Borgstedt zostaliśmy do czwartku i spotkaliśmy się z niezwykłą gościnnością i serdecznością. Pierwszy przywitał nas Darek, który wyjechał z Polski i mieszka w okolicy już kilka lat. Kiedy zaczęliśmy szykować grilla dołączyła do nas Kirsten, która przyjechała z Kilonii dokończyć malowanie na należącej do rodziny łodzi motorowej. Następnie do pomostu dobił Peter z Wilhelmshaven na swoim tradycyjnym holenderskim jachcie z bocznymi mieczami.
- Część rodziny już dawno chciała sprzedać ten stary jacht motorowy bo rzadko na nim pływamy a koszt utrzymania jest wysoki. Szwagier właśnie ostatnio malował pokład ale przy pracy złamał nadgarstek i musiałam przyjechać dokończyć pracę. Z kolei najmłodszy dwunastoletni chłopiec w rodzinie powiedział, że ma odłożone 200 Euro i jeżeli chcemy sprzedać łódź, chętnie ją od nas odkupi... Widocznie nie powinniśmy się jej pozbywać.
Swoimi wątpliwościami podzieliła się Kirsten.
- Urodziłem się w 1946 roku i żegluję z przerwami przez większość życia. Służyłem w marynarce, przepłynąłem Atlantyk solo w obie strony na około siedmiometrowym jachcie. Z powrotem wracałem bez pieniędzy i dokumentów bo zostałem okradziony. Pamiętajcie aby zawsze dobrze chować swoje dokumenty. Świat nie jest taki otwarty jak się wielu wydaje. Bez europejskiego paszportu w wielu miejscach jesteś nikim.
Peter udzielił nam tej i wielu innych rad, bo cumowaliśmy obok siebie przez trzy kolejne dni. Nas w drodze na zachód zatrzymała pogoda, jego w drodze na wschód spowolniła awaria silnika, z którą jednak udało mu się uporać. Poleciliśmy Peterowi odwiedzenie naszego macierzystego portu i wymieniliśmy się przydatnymi kontaktami.
- Nie wiem czy wiecie – powiedział Peter – ale z Rugii wypłynął właśnie w naszą stronę kolejny Sputnik II. Sam się zdziwiłem jak was zobaczyłem! Jego kapitanem jest mój kolega – Rosjanin mieszkający w Hamburgu. Mamy się spotkać w okolicach Kilonii. Ale się zdziwi jak mu pokażę waszą stronę internetową!
W środę rano pożegnaliśmy się serdecznie i Peter ruszył dalej w swoją stronę.
Dzień wcześniej zjawił się bosman.
- Cześć! Widzę że spodobała wam się nasza klubowa marina. Możecie zostać ile chcecie. Powinienem był was wczoraj przywitać bo w tym tygodniu jest mój dyżur ale kompletnie o nim zapomniałem. Potrzebujecie czegoś?
- W zasadzie mamy wszystko ale chętnie wybiorę się do najbliższego marketu odświeżyć nasze zapasy. Widzę, że zostawiliście tu ogólnodostępne rowery więc powiedz mi tylko gdzie jest jakiś sklep.
- Jakieś pięć kilometrów dalej ale najlepiej wsiadaj do auta i pojedziemy! Kiedy będziesz gotowy?
- Już!
- No to lecimy.
Ostatni wieczór w Borgstedt spędziliśmy przy ognisku i w czwartek rano ruszyliśmy dalej w stronę darmowych miejsc postojowych przy starej śluzie Gieselau. Infrastruktury tu brak ale za to można podglądać niezliczone okazy ptactwa wodnego. W całym kanale występuje mnóstwo gatunków, których na naszych wodach w ogóle wcześniej nie widzieliśmy.
W piątek pokonaliśmy ostatni odcinek Nord-Ostsee-Kanal i pożeglowaliśmy do Cuxhaven by przy odpowiedniej pogodzie przygotować się do skoku na Morze Północne.
Rejs „Sputnikiem dookoła Ziemi” wspierają: Sail Service, Crewsaver, Eljacht, Henri Lloyd, Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego, Lyofood, Jacht Klub Kamień Pomorski i Miesięcznik Żagle
Tekst: Mateusz Stodulski
Zdjęcia: Sputnik Team
{gallery}2014/05/26{/gallery}