Aktualności
"Wassyl" po drugiej stronie Atlantyku Z pozdrowieniami od Bola...
- Szczegóły
Błąd krytyczny rozszerzenia [sigplus]: Dla folderu galerii obrazów 2015/12/21 oczekiwana jest względna ścieżka do folderu startowego określonego w konfiguracji rozszerzenia w zapleczu systemu Joomla!.
Żagle i ryby
2015.12.20 2230LT
Do Vitorii pozostało 98 Mm
Ilość złowionych przez Marcina ryb: 2
Dzień jak co dzień – można by rzec żeglując w pasacie z wiatrem, Ale jednak każdy dzień przynosi jakieś odmienne drobne elementy. Dzisiejszy zaczął się od pijanego statku. Około piątej trzydzieści budzi mnie Marcin informując o statku płynącym z naprzeciwka który permanentnie zmienia kurs. Faktycznie, niewielki brazylijski tankowiec jechał śladem węża, a może próbował unikać namierzania przez jakąś torpedę, tyle tylko, że raz widzieliśmy światło czerwone a raz zielone.
A my tu sobie na motyla ze spinakerbomem płyniemy z trudem osiągając trzy węzły. Warunki absolutnie nie sprzyjające do manewrowania. Chwytam zatem za UKF-kę i wywołuje dziada. W odpowiedzi dostaje wiązkę po Hiszpańsku i o dziwo ją rozumiem. Padło pytanie czy mówię po hiszpańsku… negative odpowiadam. Tłumaczę mu więc w języku morskim urzędowym czyli angielskim, że jesteśmy na żaglach, że z jego z prawej strony, że płynie jak pijany i że chcę się minąć lewymi burtami. Okey, okey…, trzeszczy w radio, ale zmian jakoś nie widać, a nawet jeszcze bardziej jedzie nam przed dziób. Wołam go jeszcze raz i pytam czy anybody speak english? Odpowiedź pada niezrozumiała, proszę więc aby zawołał kapitana. I tu jest super odpowiedź – no captain. Pewnie mu chodziło, że captain też english nie bardzo. Odpuszczam więc tą konwersację, Marcin ostrzy jak może (ciągle na motyla) i jakoś się mijamy na 6 kabli. Tak więc mogą sobie istnieć przepisy, może być AIS i UKF-ka ale rzeczywistość bywa zadziwiająca.
Marcin kończąc wachtę zarzuca wędkę, chyba tylko po to żeby żyłkę przepłukać, bo po 20 minutach zmienia zdanie i ją zwija. I wtedy następuje atak. Potężne cielsko srebrnej ryby wyskakuje z wody i rzuca się na niewielką jaskrawo zielono-czerowną przynętę udającą małą rybkę. Potwór był chyba jeszcze lekko zaspany bo chybił, ale uparta bestia atakuje drugi raz i trafia… w przynętę i kotwiczkę z haczykami. I tym sposobem Marcin wyciągała niezłą barracudę z zębami które odstraszają, ale i fajnie by wyglądały na rzemyku jako amulet. Rybka leży aktualnie w zamrażalniku i będzie udawać karpia na wigilijnym stole. Dodam tylko, że wczoraj wieczorem Marcin złowił średniej wielkości tuńczyka, więc rano na śniadanko był tatar a na obiadek smaczne steki. No i w meczu wędkarskim Marcin – Ala, Marcin wysunął się na niewielkie prowadzenie.
W ciągu dnia wiatr nam trochę zdycha i po raz pierwszy chyba od kanarów włączamy na nieco dłużej silnik. Do tego dokładamy tent co by chronił nas od słońca, które wzięło sobie nas na celownik i chce nas usmażyć, nawet 10 minut przed zachodem skubane piecze. Po południu wyczuwamy jakieś podmuchy od tyłu, to sygnał do akcji genaker. Stawiamy go czym prędzej dorzucając jeszcze bezana. Zestaw działa i przy 10 węzłach wiatru z rufy robimy pięć do przodu. I tent nawet został, więc wyglądamy jak płynący namiot. Swoją drogą genaker ma typowo brazylijskie kolory.
O zmierzchu zmieniamy zestaw na bezpieczniejszy, dwa foki (czyli blister i genua) i grot na drugim refie i… pchamy taczuszkę dalej. Jutro powinien być port…
Z miseczką owoców i musli w jogurcie (mniam) nadawał Bolo
{gallery}2015/12/21{/gallery}
2015.12.20 2230LT
Do Vitorii pozostało 98 Mm
Ilość złowionych przez Marcina ryb: 2
Dzień jak co dzień – można by rzec żeglując w pasacie z wiatrem, Ale jednak każdy dzień przynosi jakieś odmienne drobne elementy. Dzisiejszy zaczął się od pijanego statku. Około piątej trzydzieści budzi mnie Marcin informując o statku płynącym z naprzeciwka który permanentnie zmienia kurs. Faktycznie, niewielki brazylijski tankowiec jechał śladem węża, a może próbował unikać namierzania przez jakąś torpedę, tyle tylko, że raz widzieliśmy światło czerwone a raz zielone.
A my tu sobie na motyla ze spinakerbomem płyniemy z trudem osiągając trzy węzły. Warunki absolutnie nie sprzyjające do manewrowania. Chwytam zatem za UKF-kę i wywołuje dziada. W odpowiedzi dostaje wiązkę po Hiszpańsku i o dziwo ją rozumiem. Padło pytanie czy mówię po hiszpańsku… negative odpowiadam. Tłumaczę mu więc w języku morskim urzędowym czyli angielskim, że jesteśmy na żaglach, że z jego z prawej strony, że płynie jak pijany i że chcę się minąć lewymi burtami. Okey, okey…, trzeszczy w radio, ale zmian jakoś nie widać, a nawet jeszcze bardziej jedzie nam przed dziób. Wołam go jeszcze raz i pytam czy anybody speak english? Odpowiedź pada niezrozumiała, proszę więc aby zawołał kapitana. I tu jest super odpowiedź – no captain. Pewnie mu chodziło, że captain też english nie bardzo. Odpuszczam więc tą konwersację, Marcin ostrzy jak może (ciągle na motyla) i jakoś się mijamy na 6 kabli. Tak więc mogą sobie istnieć przepisy, może być AIS i UKF-ka ale rzeczywistość bywa zadziwiająca.
Marcin kończąc wachtę zarzuca wędkę, chyba tylko po to żeby żyłkę przepłukać, bo po 20 minutach zmienia zdanie i ją zwija. I wtedy następuje atak. Potężne cielsko srebrnej ryby wyskakuje z wody i rzuca się na niewielką jaskrawo zielono-czerowną przynętę udającą małą rybkę. Potwór był chyba jeszcze lekko zaspany bo chybił, ale uparta bestia atakuje drugi raz i trafia… w przynętę i kotwiczkę z haczykami. I tym sposobem Marcin wyciągała niezłą barracudę z zębami które odstraszają, ale i fajnie by wyglądały na rzemyku jako amulet. Rybka leży aktualnie w zamrażalniku i będzie udawać karpia na wigilijnym stole. Dodam tylko, że wczoraj wieczorem Marcin złowił średniej wielkości tuńczyka, więc rano na śniadanko był tatar a na obiadek smaczne steki. No i w meczu wędkarskim Marcin – Ala, Marcin wysunął się na niewielkie prowadzenie.
W ciągu dnia wiatr nam trochę zdycha i po raz pierwszy chyba od kanarów włączamy na nieco dłużej silnik. Do tego dokładamy tent co by chronił nas od słońca, które wzięło sobie nas na celownik i chce nas usmażyć, nawet 10 minut przed zachodem skubane piecze. Po południu wyczuwamy jakieś podmuchy od tyłu, to sygnał do akcji genaker. Stawiamy go czym prędzej dorzucając jeszcze bezana. Zestaw działa i przy 10 węzłach wiatru z rufy robimy pięć do przodu. I tent nawet został, więc wyglądamy jak płynący namiot. Swoją drogą genaker ma typowo brazylijskie kolory.
O zmierzchu zmieniamy zestaw na bezpieczniejszy, dwa foki (czyli blister i genua) i grot na drugim refie i… pchamy taczuszkę dalej. Jutro powinien być port…
Z miseczką owoców i musli w jogurcie (mniam) nadawał Bolo
{gallery}2015/12/21{/gallery}