Aktualności
Daleko od lądu
- Szczegóły
18.05.2016 2130LT
Do Wyspy Wielkanocnej pozostało 774Mm
Ilość wody pozostałej w zbiornikach: około 100 litrów
Ilość upieczonych dziś chlebów: 2 ciemne i 1 jasny
Strasznie zmienne warunki wiatrowe mamy od kilku dni. Dość silne wiatry przeplatane są chwilami ciszy. Nie jest jakoś bardzo źle, posuwamy się permanentnie do przodu i połowa drogi na wyspę Wielkanocną już za nami. Pracy przy żaglach dużo, a w momentach ciszy i tak nie mamy za dużego spokoju, bo dwu a nawet trzy metrowe martwe fale kołyszą łajbą we wszystkie strony.
Przeglądając dziś mapę uświadomiłem sobie, że właśnie minęliśmy pewien charakterystyczny punkt w naszej całej podróży. Jesteśmy mianowicie w miejscu najbardziej oddalonym od jakiegokolwiek lądu. Do wyspy Alehandro Selkirk i do wyspy Wielkanocnej mamy ponad tysiąc czterysta kilometrów. A w tym promieniu dookoła nas tylko woda – mokra, słona, błękitna i wzburzona. Niby wszędzie tak daleko a cały dzień dookoła nas krążyły ptaszyska.
Dziś wspomnę jeszcze o jednym aspekcie codziennie występującym podczas żeglugi – o imionach. Na pokładzie jest Artur, Wojtek, Marcin, Marek, Patrycja, Natalia, Magda, Alicja i Grześ. Czy to już komplet? Tak, jeśli chodzi o homo sapiens. Ale czy to wszystkie imiona jakimi posługujemy się na co dzień? – bynajmniej. Gdy zaczytywałem się kiedyś w książkach o wyprawach żeglarskich zawsze napotykałem opisy przedmiotów które otrzymywały swoje imiona. Najczęściej dotyczyło to samosterów i autopilotów – zwane Ziutek albo Stefan.
Także u nas wraz z postępem rejsu przybywa przedmiotów o dźwięcznych i nietypowych imionach. I tak w kolejności przypadkowej mamy: autopiloty Helmut – stary autopilot firmy Autohelm (i już wiadomo skąd to imię), Piszczyk - ponieważ tuż po zamontowaniu piszczał w niebogłosy domagając się smarowania oraz Simon od nazwy producenta Simrad. Do tego dochodzi wózek na zakupy zwany Bogusiem. Nazwa chyba dość przypadkowa wymyślona przez Grzesia tak się przyjęła, że słowa wózek na zakupy nie słyszałem od ponad pół roku. Właściwie to mieliśmy dwa Bogusie – senior i junior, ten starszy przeszedł już na emeryturę i postanowił ostatnie dni swojego życia spędzić na wyspie Robinsona. Boguś junior dumnie stoi przy relingu na rufie i kolekcjonuje puste plastikowe butelki (czyli jest ekologiem). Całą serię swoich imion posiadają woblery które zarzucają na końcu wędki Marcin i Alicja. Mistrzem połowów jest Robson, któremu towarzyszą gniewna Danuta, Pablo i złotowłosa Zośka. Jest też z nami paprotka Ziuta zamieszkująca kabinę dziobową. Ostatni, choć być może powinien otwierać naszą listę jest Stanley, metalowy kubek Artura który towarzyszy mu od lat we wszystkich jego rejsach. I to z pewnością nie jest jeszcze koniec naszych możliwości.
Płynąc nocą pod genakerem nadawał Bolo
Oficjalna strona wyprawy: http://wassyl360.com/20-blog/blog-etap-4-pacyfik-wschodni/147-daleko-od-ladu.html
Do Wyspy Wielkanocnej pozostało 774Mm
Ilość wody pozostałej w zbiornikach: około 100 litrów
Ilość upieczonych dziś chlebów: 2 ciemne i 1 jasny
Strasznie zmienne warunki wiatrowe mamy od kilku dni. Dość silne wiatry przeplatane są chwilami ciszy. Nie jest jakoś bardzo źle, posuwamy się permanentnie do przodu i połowa drogi na wyspę Wielkanocną już za nami. Pracy przy żaglach dużo, a w momentach ciszy i tak nie mamy za dużego spokoju, bo dwu a nawet trzy metrowe martwe fale kołyszą łajbą we wszystkie strony.
Przeglądając dziś mapę uświadomiłem sobie, że właśnie minęliśmy pewien charakterystyczny punkt w naszej całej podróży. Jesteśmy mianowicie w miejscu najbardziej oddalonym od jakiegokolwiek lądu. Do wyspy Alehandro Selkirk i do wyspy Wielkanocnej mamy ponad tysiąc czterysta kilometrów. A w tym promieniu dookoła nas tylko woda – mokra, słona, błękitna i wzburzona. Niby wszędzie tak daleko a cały dzień dookoła nas krążyły ptaszyska.
Dziś wspomnę jeszcze o jednym aspekcie codziennie występującym podczas żeglugi – o imionach. Na pokładzie jest Artur, Wojtek, Marcin, Marek, Patrycja, Natalia, Magda, Alicja i Grześ. Czy to już komplet? Tak, jeśli chodzi o homo sapiens. Ale czy to wszystkie imiona jakimi posługujemy się na co dzień? – bynajmniej. Gdy zaczytywałem się kiedyś w książkach o wyprawach żeglarskich zawsze napotykałem opisy przedmiotów które otrzymywały swoje imiona. Najczęściej dotyczyło to samosterów i autopilotów – zwane Ziutek albo Stefan.
Także u nas wraz z postępem rejsu przybywa przedmiotów o dźwięcznych i nietypowych imionach. I tak w kolejności przypadkowej mamy: autopiloty Helmut – stary autopilot firmy Autohelm (i już wiadomo skąd to imię), Piszczyk - ponieważ tuż po zamontowaniu piszczał w niebogłosy domagając się smarowania oraz Simon od nazwy producenta Simrad. Do tego dochodzi wózek na zakupy zwany Bogusiem. Nazwa chyba dość przypadkowa wymyślona przez Grzesia tak się przyjęła, że słowa wózek na zakupy nie słyszałem od ponad pół roku. Właściwie to mieliśmy dwa Bogusie – senior i junior, ten starszy przeszedł już na emeryturę i postanowił ostatnie dni swojego życia spędzić na wyspie Robinsona. Boguś junior dumnie stoi przy relingu na rufie i kolekcjonuje puste plastikowe butelki (czyli jest ekologiem). Całą serię swoich imion posiadają woblery które zarzucają na końcu wędki Marcin i Alicja. Mistrzem połowów jest Robson, któremu towarzyszą gniewna Danuta, Pablo i złotowłosa Zośka. Jest też z nami paprotka Ziuta zamieszkująca kabinę dziobową. Ostatni, choć być może powinien otwierać naszą listę jest Stanley, metalowy kubek Artura który towarzyszy mu od lat we wszystkich jego rejsach. I to z pewnością nie jest jeszcze koniec naszych możliwości.
Płynąc nocą pod genakerem nadawał Bolo
Oficjalna strona wyprawy: http://wassyl360.com/20-blog/blog-etap-4-pacyfik-wschodni/147-daleko-od-ladu.html