ZOZZ header
Rodzina i cały żeglarski Szczecin – i wielu przyjaciół z daleka – zgromadził we wtorek 29 bm., na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie, pogrzeb Jurka Siudego, wybitnego żeglarza regatowego, konstruktora jachtów, wspaniałego Kolegę… Jego żeglarską drogę krótko przypomniał Prezes ZOZŻ, żegnając Jurka w imieniu całego środowiska żeglarskiego. Mogiłę Zmarłego pokryły liczne wieńce, kwiaty i znicze…

Żegluje teraz po innym Oceanie… Zapisał się trwale w dziejach szczecińskiego i polskiego żeglarstwa. Cześć Jego pamięci!

Z głębokim żalem zawiadamiamy, że 24 stycznia br. zmarł  ś.p.  kpt.jacht. Jerzy Siudy wybitny żeglarz regatowy i konstruktor jachtów, wielokrotny Mistrz Polski, uczestnik Admirals’ Cup i wspaniały Kolega. Serdeczne wyrazy współczucia Rodzinie – w imieniu środowiska żeglarskiego - składają Prezes i Zarząd ZOZŻ. Pożegnamy Jurka na Cmentarzu Centralnym we wtorek 29 stycznia o godz. 12.00.

Nie zapomnę postaci Jurka i Jego ciepłego, serdecznego uśmiechu. Gdy się ścigaliśmy, to zawsze była to koleżeńska zabawa, a nie wojna, czy bitwa morska...
                                                                                                                                 Wojtek Jacobson



Odszedł jeden z doborowej paczki dawnych rywali regatowych, którą stanowili – Jaworski, Gogołkiewicz, Jacobson, Baranowski.... Kuba Jaworski kiedyś pisał tak:

" Miałem z Jurkiem zadawnione porachunki. Były takie lata, gdy dysponując lepszym, nowocześniejszym sprzętem i mając załogę może bardziej zawziętą - regularnie wygrywałem regaty, spychając go na drugie miejsca. Wiecznie drugi, jak ktoś zauważył, deptał mi po piętach, nie dawał wytchnąć, doskonalił załogę, popełniał coraz mniej błędów taktycznych, które popełniamy wszyscy. Był coraz lepszy, coraz groźniejszy. Zawsze walczący fair, nigdy przy tym nie polujący na protesty i sam nie dający powodów do protestów… Za to w najmniejszych chyba w świecie regatach samotnych żeglarzy, rozgrywanych od kilku lat na Jeziorze Dąbie, był Jurek mistrzem nad mistrze. Był nie do pokonania, wygrywał jak chciał. .... Tam jednak decydowała sprawność działania, zręczność, taktyka. Tam na krótkich, choćby parominutowych odcinkach trasy spinakery idą w górę, tam się walczy do końca, do utraty sił, do upadu. Startuje się na normalnych, pełnomorskich jachtach, bez samosterów. W tych regatach NIGDY z nim nie wygrałem.."

Żyć będziesz Jurku wiecznie w naszej pamięci !           
Jerzy Kuliński

 


JERZY SIUDY  (ur. 15.08.1939 Brzeski k. Łodzi, zm. 24.01.2008 Szczecin).

Z żeglarstwem związał się w V klasie SP nr 23 w Szczecinie-Dąbiu (prawdopodobnie w 1953 r.). Początki żeglarstwa w Ośrodku LPŻ w Dąbiu (kurs teoretyczny, później praktyka m.in. na szalupach DZ), 1953-1962 - SJKM LPŻ, później SJKM LOK, 1962 – 1966 HOM Szczecin, 1966 – 1971 SJKM LOK, 1972 – 1986 Sekcja Zeglarska KS Stal Stocznia Szczecin. Pierwszy rejs pełnomorski (474 Mm) na jachcie „Perun” kl.„Konik Morski” w 1958 r., pierwszy rejs kapitański na jachcie „Piana” (klasa Conrad) w  1965 r. Później, jako kapitan jachtu, kilkadziesiąt rejsów (w książeczkach żeglarskich zapisano ich 40, do roku 1978), a przez osiem następnych sezonów – do roku 1986, było ich przynajmniej drugie tyle. Większość rejsów połączona była ze startem w regatach.

Od roku 1966 do 1986 przede wszystkim starty w regatach pełnomorskich. Starty na jachtach: „Ceti” i „Conrad” (lata 1967 – 1973), „Karfi”, klasa jednej tony (w latach 1973 -1976), „Bumerang” (1977-1978), „Cetus” 1979 -1981 oraz 1983 -1987. W tych latach m.in. 9-krotne zwycięstwo w Morskich Żeglarskich Mistrzostwach Polski, 3-krotne zwycięstwo w regatach Ostseewoche, 2-krotny start na Admirals’ Cup: „Bumerang -1977, „Cetus”- 1979, dwukrotny start w regatach Round Gotland, starty (w ramach kontraktu Morskiej Agencji) w serii regat na Morzu Śródziemnym na 42-stopowym jachcie „Goldilion” (m.in. w prestiżowych regatach Sardynia Cup). W skład międzynarodowego teamu regatowego wchodzili także kapitanowie Kazimierz „Kuba” Jaworski oraz Andrzej Armiński. Udział na „Cetusie” (z Wojciechem Kaliskim), przerwany awarią takielunku, w oceanicznych regatach Twostar (dwuosobowych załóg). Sukcesy w wielu innych regatach krajowych i zagranicznych. Wyrazem uznania dla sukcesów regatowych było m.in. sfinansowanie przez ZG PZŻ budowy regatowych jachtów „Bumerang” oraz „Cetus”, przeznaczonych imiennie dla Jerzego Siudego. Sternik III klasy (prawdopodobnie 1954), jacht. sternik morski (1963), jsm ru (1964), jkżb pat. nr 213 z dnia 01.01.1970 r. Od 1958 do 1978 (wg zapisów w książeczkach żeglarskich) 39.329 Mm. Przez następne osiem sezonów (do roku 1986 włącznie), przynajmniej drugie tyle. W sumie nie mniej niż 80 tys. Mm. żeglował na jachtach „Perun”, „Radogost”, „Chrobry”, „Piana” (typ „Conrad”), „Śmiały”, „Ceti”, „Conrad”, „Karfi”, „Bumerang”, „Cetus”, „Goldilion”, „Shark” (2006). Zdobył dziesiątki pucharów i dyplomów za wyniki w regatach krajowych i zagranicznych, w tym przynajmniej 20 Błękitnych Wstęg Jeziora Dąbie, a także liczne nagrody pieniężne WKKFiT (lata 70-te).. Odznaki: „ „Zasłużony Działacz Żeglarstwa Szczecińskiego” (2006).

Warto odnotować, że w latach 1978 – 1985 na Jeziorze Dąbie rozgrywano każdego roku towarzyskie regaty o Puchar Jerzego Siudego. Niepisany regulamin stanowił, że kolejną imprezę organizował zwycięzca poprzedniej.

Był bardzo skromny, unikał zasiadania w oficjalnych gremiach, nigdy nie był członkiem żadnych władz klubowych, czy PZŻ. Niemniej, to właśnie Jego osiągnięcia sportowe sprawiły, że sfinansowane przez PZŻ jachty „Bumerang” i „Cetus” zostały mu imiennie przypisane. Dziesiątki pucharów, medali i dyplomów za sukcesy regatowe. Żadnych odznaczeń państwowych. Jurek Siudy otrzymał w 2006 roku Honorową Odznaką „Zasłużony Dla Żeglarstwa Szczecińskiego”.

 kpt. Zygmunt Kowalski
 

 
 
STARTY JURKA SIUDEGO
W MORSKICH ŻEGLARSKICH MISTRZOSTWACH POLSKI

1970   „Conrad”      wicemistrzostwo                   1979   wycofanie z regat, złamanie masztu
1971       j.w.         wicemistrzostwo                   1980    odwołane regaty
1972       j.w.         wicemistrzostwo                   1981   „Cetus”      wicemistrzostwo
1973    „Karfi”         Mistrz Polski                          1982 nie startował (kontrakt na M. Śródziemnym)
1974    „Karfi”         wicemistrzostwo                   1983  „Cetus”    Mistrz Polski
1975    „Karfi”         Mistrz Polski                          1984  „Cetus”    Mistrz Polski
1976    „Karfi”         Mistrz Polski                          1985  „Cetus”      Mistrz Polski
1977   „Bumerang”   Mistrz Polski                         1987  „Cetus”       Mistrz Polski
1978   „Bumerang”    Mistrz Polski

Wybór i opracowanie: Zygmunt Kowalski, Piotr Owczarski, Wiesław Seidler


 
Eh! otworzyłem pocztę dzisiaj, w środę, a wczoraj był pogrzeb. Zresztą i tak jestem daleko od Szczecina. Z Jurkiem przeprowadziłem dziesiątki wywiadów i nakręciłem kilka filmów dla TVP. Nie pchał się do mikrofonu i kamery. Wręcz przeciwnie, ale dla mnie miał dużo wyrozumiałości i cierpliwości. Ostatni raz widzieliśmy się na cmentarzu, na pogrzebie Kuby Jaworskiego. Uścisk dłoni, kilka zdań, małe zamieszanie i już Jurka nie było. A chciałem MU opowiedzieć coś, co pewnie by GO rozbawiło i ucieszyło. Nic to pomyślałem - będzie jeszcze pewnie ze sto okazji…  Nie było żadnej i żadnej już nie będzie!
 
Jakieś dwadzieścia lat wcześniej, po powrocie z Kieler Woche, przeprowadzałem z Jurkiem wywiad. Po wyłączeniu kamery Jurek powiedział, że na tych regatach to nawet wygrali jeden wyścig. Jak to? Zdumiałem się! I nic nie powiedziałeś? Polski jacht wygrał wyścig podczas światowych regat i ja o tym mam nie nadać w TVP? E tam! Nic wielkiego! Taki sobie, tam, śmieszny wyścig. Nie ma o czym mówić! - uciął Jurek.
 
Dwadzieścia lat później, gdy ON już nie ścigał się, po kręceniu kolejnych wyścigów Kieler Woche piłem piwo w międzynarodowym towarzystwie żeglarskim. Jeden z niemieckich żeglarzy zapytał mnie, czy może wiem co się dzieje z takim fajnym polskim jachtem „Cetus”. Jego skipperem i sternikiem był sympatyczny blondynek Siudy. To był jeden z nielicznych jachtów z Polski, który przypływał do Kielu tylko po to, by startować w regatach. Byli bardzo lubiani – opowiadał. Jednego dnia była straszna flauta. Nudziliśmy się strasznie i wtedy chłopcy z tego „Cetusa” rozpoczęli zabawę. Pokazywali różne choreograficzne numery wykonywane zgodnie przez całą załogę. A to siedząc na burcie przekładali rytmicznie jedną nogę nad drugą, a to machali zgodnie rękami. Powoli na innych jachtach podchwytywano pomysły i je powtarzano, aż zaczęła się bawić cała flota. Potem były wyścigi we wciąganiu na ławeczce bosmańskiej, we wspinaniu się po wantach, wyścigi na nartach wodnych - narciarz był ciągnięty przez linę nawijaną w szybkim tempie na młynek itd. Śmiechu było co nie miara, ale i rywalizowano ostro, zwłaszcza, że chłopcy z „Cetusa” prawie zawsze byli najlepsi. Wiatru tego dnia już nie było. Wieczorem zebrała się komisja sędziowska - grono bardzo nobliwych, starszych panów, ze staroświecką skrupulatnością przestrzegających zasad i etykiety żeglarskiej, i postanowiła załodze „Cetusa” przyznać pierwsze miejsce w jednym wyścigu, pod warunkiem, że nikt tego werdyktu nie oprotestuje. I oczywiście protestów nie było. Jak spotkasz Siudego, pozdrów go od nas…
 
W ciągu roku na świecie rozgrywane są tysiące regat, na każdych z nich - tak jak w regatach Kieler Woche - są setki jachtów, kilkudziesięciu klas, ścigają się w dziesiątkach wyścigów. Zwycięzców jest kilkudziesięciu. I tak każdego roku! W pamięci jednak zapisują się nieliczni, ci wyjątkowi.

I takim żeglarzem był i pozostanie Jurek Siudy!

Wspominał – Leon Popielarz

 

 
JUREK SIUDY - TYLKO Z KUBĄ PRZEGRYWAŁ
Pożeglował na niebiańskie morza
 
Jedną z największych morskich imprez żeglarskich w naszym okręgu były Regaty Gryfa Pomorskiego połączone z mistrzostwami Polski. Odbywały się przemiennie co drugi rok w Świnoujściu i w Gdyni. U nas rozgrywano na ogół sześć wyścigów w tym cztery krótkie na wysokości świnoujskiej plaży, jeden średni o długości kilkudziesięciu mil morskich i jeden o długości ok. 300 mil morskich. Ten długi wyścig prowadził przeważnie ze startu w Świnoujściu dookoła wysepek Christianso, następnie po północnej stronie Bornholmu, wokół latarniowca Falsterborev  (tak, tak - w  miejscu, gdzie stoi latarnia o tej samej nazwie, zakotwiczony był wtedy latarniowiec, ostrzegający przed mielizną i otwierający drogę do cieśniny Sund).
 
Brałem udział w tych regatach kilkakrotnie. Najpierw jako zawodnik i sternik w klubie szkolnym na otwartej mieczówce „Omedze”, później w moim pierwszym rejsie morskim w roku 1967 jako załogant wielkiego - tak mi się wydawało - jachtu morskiego typu „Vega”, o nazwie „Ozyrys”. Oczywiście na „Omegach” ścigaliśmy się blisko plaży, a konkurencja była silna i liczna, gdyż jachtów mieczowych startowało w tych regatach chyba kilkadziesiąt.
 
„Ozyrys” - jacht o kadłubie drewnianym, zbudowany w Szczecińskiej Stoczni Jachtowej należał do całej serii. Zresztą jachty te jak  na owe czasy należały do wyjątkowo eleganckich (kadłuby wykonane były z afrykańskiego, szlachetnego drewna), a przy tym dość szybkie i dzielne na morzu, w trudnych warunkach atmosferycznych.
 
Pierwszy mój morski rejs na tym jachcie pod komendą kpt. Bogusława Byrki obfitował w szereg emocjonujących momentów. A więc po wydostaniu się zza „żelaznej kurtyny” pierwszy raz oglądałem Zachód i duńskie wyspy, latarniowiec i kawałek Szwecji. Najbardziej emocjonująca była jednak bezpośrednia walka z drugą „Vegą” - „Ceti”, na której dowódcą był Jurek Siudy. Przez większą część trasy, a nasz rejs wokół Bornholmu trwał trzy doby, „Ceti” była w zasięgu wzroku, ale niestety trochę przed nami. Wprawdzie „Ozyrys” miał korzystniejszy tzw. przelicznik czasowy, przez który mnożyło się końcowy rezultat, ale ten nasz handicap był minimalny i kto będzie ostatecznie pierwszy na mecie, mogły zadecydować po trzech dobach sekundy. Tak też się stało. Zajęliśmy drugie miejsce, przegrywając do Jurka Siudego zaledwie o około minutę.
 
To było moje pierwsze spotkanie z żeglarstwem morskim i w regatowej walce naszej załogi z doskonałym kapitanem i załogą Jurka Siudego. Później tylko ze słyszenia znałem znakomite wyniki kapitana, startującego w regatach na specjalnie dla niego zbudowanych w szczecińskiej stoczni jachtach i wielokrotnie wygrywającego mistrzostwa Polski i regaty zagraniczne. Największe osiągnięcia regatowe Jurek Siudy miał na „Bumerangu”, „Cetusie” i "Karfi", żeglując w ówczesnej Stali Stocznia, m.in. wielokrotnie w latach 1977-78, 1981, 83-86 i 88-89 zdobywał Puchar „Kuriera Szczecińskiego” i „Błękitną wstęgę” jeziora Dąbie.
 
Jurek Siudy wspólnie ze starszym o kilka lat Kazimierzem „Kubą” Jaworskim ścigali się na jeziorze Dąbskim w pojedynkę. Regaty samotników do Lubczyny i z powrotem wymyślił J. Siudy wspólnie z Tadeuszem Sułkiem. W Europie były wówczas modne regaty samotnych żeglarzy i to na dodatek przez Atlantyk. U nas było można spróbować swych sił na jeziorze.
 
Tak wspominał regaty z Jurkiem Kuba Jaworski: - „Miałem z Jurkiem zadawnione porachunki. Były takie lata, gdy dysponując lepszym, nowocześniejszym sprzętem i mając załogę może bardziej zawziętą - regularnie wygrywałem regaty, spychając go na drugie miejsca. Wiecznie drugi, jak ktoś zauważył, deptał mi po piętach, nie dawał wytchnąć, doskonalił załogę, popełniał coraz mniej błędów taktycznych, które popełniamy wszyscy. Był coraz lepszy, coraz groźniejszy. Zawsze walczący fair, nigdy przy tym nie polujący na protesty i sam nie dający powodów do protestów… Za to w najmniejszych chyba w świecie regatach samotnych żeglarzy, rozgrywanych od kilku lat na jeziorze Dąbie, był Jurek mistrzem nad mistrze. Był nie do pokonania, wygrywał jak chciał. .... Tam jednak decydowała sprawność działania, zręczność, taktyka. Tam na krótkich, choćby parominutowych odcinkach trasy spinakery idą w górę, tam się walczy do końca, do utraty sił, do upadku. Startuje się na normalnych, pełnomorskich jachtach, bez samosterów. W tych regatach NIGDY z nim nie wygrałem...”
 
Wyższa Szkoła Morska miała w tym czasie swój liczący się klub żeglarski i piękne morskie jednostki. Postanowiono więc, że zorganizowane zostaną na Bałtyku w roku 1974 pierwsze regaty samotnych żeglarzy do odległej grupy duńskich wysepek Christianso i z powrotem do Świnoujścia. Okazało się wówczas - powiedział nam o tym Piotr Stelmarczyk - że nie mogły to być regaty pierwsze, gdyż rok wcześniej kapitanowie Jaworski i Siudy zorganizowali między sobą taki prywatny morski wyścig samotników. Kto wówczas wygrał - za nic nie chcieli się przyznać. Tak więc pierwsze regaty organizowane przez WSM otrzymały nr drugi, a zgłosiło się do nich aż 17 jachtów.
 
Znalazłem się wówczas w grupie dziennikarzy obsługujących te regaty. Zamustrowano nas na statek instrumentalny szkoły morskiej, bodaj „Azymut”, z którego mieliśmy relacjonować z pomocą statkowego radia przebieg wyścigu. Pogoda dopisywała, przeważały raczej słabe wiatry, tak że żeglarze nie mieli większych trudności z pokonaniem całej, kilkuset milowej trasy. Jachty wystartowały ze Świnoujścia pod wieczór i wkrótce przestaliśmy je widzieć. Tylko na ekranie radaru można było jeszcze jakiś czas obserwować niewielkie jaśniejsze punkciki. Który punkcik był którym jachtem, nie można było wtedy ustalić. Następnego dnia i po minięciu duńskich wysepek Christianso „jak burza” przepłynął obok nas Kuba Jaworski, a Siudego jakoś nie było widać. Kapitan statku asysty postanowił wrócić w kierunku duńskich wysepek i dopiero po pewnym czasie na ekranie radaru pojawił się jasny punkt. Co dziwniejsze ten punkt nie zmieniał położenia, a więc wyglądało na to, że stoi w miejscu i dryfuje. Podpłynęliśmy bliżej i zobaczyliśmy jacht Jurka Siudego, dryfujący bez żagli. Wkrótce na pokład wyszedł Siudy i poprosił o wzięcie go na hol, gdyż z powodu silnych dolegliwości żołądkowych nie może samodzielnie płynąć. Czyżby to już wówczas były pierwsze symptomy jego ciężkiej choroby.
- Jurek, tak jak bodaj nikt inny - powiedział nam jego klubowy kolega - jeszcze z LOK-u - kpt. Jerzy Karpiński - pasjonował się żeglarskimi wyścigami. Regaty morskie to była jego pasja i chociaż osobiście nie miałem z nim podczas regat bezpośredniego kontaktu, gdyż startowałem w klasach olimpijskich, to on już wówczas przynosił klubowi zasłużoną sławę.
 
Kpt. Andrzej Armiński, jeden z największych producentów jachtów morskich w Szczecinie, poznał Jerzego w 1977 r., kiedy jako student praktykował w Stoczni Jachtowej im. Leonida Teligi. Nasz żeglarz pracował w Biurze Konstrukcyjnym i był specjalistą od takelunku, czyli olinowania na jachcie i tzw. planu pokładu - rozmieszczenia kabestanów, knag, uchwytów i wszystkiego, co służyło obsłudze żagli i jachtu. Już bodaj wtedy A. Armińskiego zafascynowała osobowość żeglarza, tym bardziej że słyszał o jego wielkich sukcesach żeglarskich. M.in. w 1979 r. J. Siudy na „Cetusie” startował w słynnych regatach o puchar admiralicji brytyjskiej - „Fasnet 79” i mimo niespodziewanego bardzo silnego sztormu ukończył wyścig, wygrywając m.in. z załogą na jachcie premiera W. Brytanii. W tym czasie z regat wycofała się duża część jednostek, a kilkunastu żeglarzy utonęło.
 
A. Armiński był członkiem załogi „Cetusa” w latach 1983-85. Startowali wówczas na mistrzostwach Polski w Gdyni i przyszło im się zmierzyć z równie szybkim „Hadarem”, na którym dowodził uczestnik olimpiad, sam Roman Paszke. Załoga Romana przegrała z kretesem, a żeglarze z Trójmiasta zagryzali zęby ze złości, gdyż nie było to pierwsze zwycięstwo Siudego na Zatoce Gdańskiej. Z powodzeniem Siudy, Jaworski i Armiński startowali na Morzu Śródziemnym w regatach „Copa de Rey” i „Sarynia Cup”, zajmując w jednym z wyścigów i w bardzo silnej stawce drugie miejsce.
 
Żeglarz i konstruktor Jurek Siudy - mówi na koniec A. Armiński - jawi mi się jako biała, nieskazitelna i twarda zarazem pozytywna postać z westernu, a właściwie reżyser, u którego wszystko jest zaplanowane, co chwilę następują nowe sceny i coś się dzieje. Bardzo wiele skorzystałem na tej znajomości…

Wspominał - Andrzej Gedymin
 
 
 

Początek strony