Zasłużeni żeglarze
Ludomir Mączka - Żegnaj Ludku
- Szczegóły
- Odsłony: 5822
Był obywatelem świata. Urodził się we Lwowie, miał obywatelstwo polskie i kanadyjskie, mieszkał wszędzie i nigdzie, nie miał domu i rodziny, ale miał przyjaciół na całym świecie, który opłynął swoją ukochaną „Marią”… Jeszcze rok temu, już schorowany, planował na szpitalnym łóżku kolejne rejsy i wyprawy, jeżeli nie we fiordy Patagonii, to przynajmniej do Świnoujścia albo Wolina… Niestety, 30 stycznia 2006 roku odpłynął w swój najdłuższy, bezpowrotny rejs, na morza niebieskie, nieodgadnione…
Ludomir Mączka – dla przyjaciół po prostu Ludek, albo Ludojad – geolog, żeglarz, podróżnik – urodził się w 1928 roku we Lwowie, gdzie podczas wojny wstąpił do AK. Po wojnie studiował geologię i geografię we Lwowie i Wrocławiu, i do 1972 roku pracował jako geolog we Lwowie, Wrocławiu, Warszawie i Szczecinie, a także w Mongolii i Zambii. Najdłużej, od 1955 roku, z wieloletnimi przerwami na rejsy i wyprawy, mieszkał w Szczecinie. Po powrocie z afrykańskiego kontraktu, w 1972 roku, kupił - za 10 tys. dolarów - solidny, 11-metrowy, mahoniowy kecz, który stał się jego domem, na wiele lat oceanicznej włóczęgi. Nie zmienił jego nazwy i tak s/y „Maria” została jego jedyną miłością, na całe dalsze życie…Już rok później wyruszył „Marią” dookoła świata. Do Szczecina powrócił „Marią” w …1991 roku (!), na I Zlot Żeglarzy Polonijnych…
Żeglarską przygodę i karierę rozpoczął w 1949 roku na Odrze we Wrocławiu, jako właściciel mieczówki P-7 i członek JK AZS. Potem były kursy i obozy żeglarskie w Sławie Śląskiej, Trzebieży, Jastarnii, Szczecinie i Giżycku, później liczne rejsy morskie i wyprawy, na różnych jachtach. Najciekawsze i najdalsze to „Zewem Morza” do Narwiku, w 1957 r. {po tym rejsie zdał egzamin kapitański), „Witeziem II” na Wyspy Owcze i do Islandii, i „Śmiałym” dookoła Ameryki Południowej, w 1966 r., kiedy został „Ludojadem” (na etapie z Buenos Aires do Szczecina}. Gdy został właścicielem „Marii” skończył pracę zawodową i ze zmieniającymi się załogami, a także „jachtostopowiczami” (ponad 50 załogantów, z 12 krajów) opłynął świat liczącą 70 tys. mil morskich romantyczną trasą, co zajęło mu … 11 lat, od 1973 do 1984 roku. Nie wrócił zresztą jeszcze do kraju, wyslipował „Marię” we francuskim Le Havre i przesiadł się na jachty Janusza Kurbiela - „Vagabound II” i „Vagabound III”, żeglując dla odmiany po wodach arktycznych. To na „Vagabound II”, praktycznie z drugim szczecińskim znanym kapitanem jachtowym Wojciechem Jacobsonem, przez trzy sezony nawigacyjne, w latach 1984-1988, sforsowali wtedy Przejście Północno-Zachodnie, płynąc – jako pierwsi w świecie – z zachodu na wschód, z Pacyfiku na Atlantyk, wokół Kanady…Byli pierwszymi Polakami, którym się to udało, a Ludek został ponadto pierwszym Polakiem, który na jachtach – „Śmiały” i „Vagobound II” – opłynął obie Ameryki…Latem 1999 roku Ludek podjął kolejne oceaniczne wyzwanie i ruszył „Marią”, ze szczecińską załogą, po raz drugi dookoła świata, z wyprawą „Victoria 2000”, tym razem szlakiem Magellana. Do grudnia 2000 roku „Maria” pokonała trasę Szczecin – Wyspy Kanaryjskie – Wyspy Zielonego Przylądka – Montevideo – Cieśnina Magellana – Galapagos – Oceania – Nowa Zelandia, gdzie ze względu na pogarszający się stan zdrowia Ludek przerwał rejs i odleciał do Kanady, na leczenie. Po rocznej przerwie wyprawa została podjęta, ale już bez Ludka. Dalej prowadził „Marię” uczestniczący w rejsie od Montevideo Maciej Krzeptowski. Przez Ocean Indyjski, wokół Afryki, przez Azory, „Maria” wróciła szczęśliwie do Szczecina w sierpniu 2003 roku, jako pierwszy polski jacht, który dwukrotnie opłynął świat. Na macierzystej przystani JK AZS w Szczecinie wzruszony Ludek przyjął cumy swojej „Marii”.. Poruszał się już wtedy o kulach.
Pomimo pomocy i wysiłków przyjaciół i lekarzy Ludek nie wrócił już do zdrowia, nie wypłynął już więcej samodzielnie na ukochanej „Marii”. Odszedł na wieczną wachtę w szczecińskim hospicjum oo. Palotynów 30 stycznia 2006 r. Tydzień później na szczecińskim Cmentarzu Centralnym pożegnaliśmy tłumnie wielkiego kapitana i skromnego człowieka, który z żeglarstwa uczynił pasję i cel życia, który zawsze żeglował dla przyjemności, nie dla splendorów i sławy. Teraz żegluje po niebieskich oceanach, w innym świecie… Jego mogiłę pokryły wieńce i wiązanki kwiatów, przesłane nawet z Nowego Jorku, Chicago i Toronto…
Ludek był członkiem honorowym kilku klubów żeglarskich w Polsce, i polonijnych w Chicago, Miami i Toronto, a także członkiem Koła Seniorów PZŻ, i międzynarodowego Bractwa Wybrzeża, gdzie otrzymał imię Monje del Mar (Mnich Morski). Za swoje wyjątkowe dokonania żeglarskie był w kraju wielokrotnie nagradzany i wyróżniany, m.in. Nagrodą Conrada („Za życiową wędrówkę po morzach i oceanach z żeglarską wolnością, przyjaźnią i radością życia pod rękę”), specjalną nagrodą podróżników – „Super Kolosem”, i nagrodą im. L. Teligi miesięcznika „Żagle”. Miał w dorobku nagrody żeglarskie – Rejs Roku i Srebrny Sekstant, medal „Za Szczególne Zasługi dla Żeglarstwa Polskiego”, i – ostatnio – godność Honorowego Członka PZŻ. Sam nigdy nie pisał o swoich dokonaniach, ale o nim i o rejsach jego „Marii” pisali inni, w tym: R. Krautschneider – „Ludojad”, W. Jacobson – „Marią” do Peru”, A. Pisz – „Marią” przez Pacyfik”, A. Rybczyńska, D. Walsh – „Marią” do Polski” (wyd. w Toronto), M. Krzeptowski – „Marią” dookoła świata. 20 lat później”. Powstało też kilka filmów dokumentalnych o Ludku…
Sam mawiał o sobie: „Nigdy nie zrobiłem nic wielkiego. Żeglowałem dla przyjemności. Dla każdego żeglarza najtrudniejsze do pokonania są zawsze rafy lądowe. Później jest już tylko morze…”
Żegnaj Ludku…
Tekst i zdjęcie: Wiesław Seidler